Śmieszne obrazki a branża reklamowa – jak to połączyć opowiada Tomasz Brusik
Data aktualizacji: 28.03.2022
Tomek w sieci znany jest przede wszystkim jako autor strony Rysuję fejsbuki, która dotarła na FB do ponad 300 tys. fanów, gdzie przedstawia satyryczne grafiki dotyczące social media. W rozmowie z nami wspomina początki swojej przygody z rysunkiem, zdradza, jak wygląda proces twórczy oraz… ile czasu spędza offline.
W internecie śmieszne obrazki, memy, grafiki są na porządku dziennym i codziennie oglądamy ich dziesiątki. Czy to popularność tego contentu sprawiła, że powstała Twoja strona Rysuję fejsbuki?
Zawsze chciałem tworzyć „coś” i publikować to w internecie, mieć własne miejsce w sieci. Próby trwały przez 10 lat, zanim założyłem Rysuję fejsbuki. W większości były to mniejsze lub większe porażki. W końcu połączyłem treści o mediach społecznościowych, o których mam największą wiedzę (początkowo brałem też pod uwagę piłkę nożną lub ekonomię), z najatrakcyjniejszą formą, jaką jestem w stanie regularnie tworzyć, czyli kolorowe rysunki, śmieszne obrazki, zaskakujące grafiki etc.
Śmieszne obrazki i rysunki towarzyszą Ci od dziecka. Jesteś samoukiem czy kształciłeś się w tym kierunku?
Moje najwcześniejsze wspomnienia z dzieciństwa wiążą się z rysowaniem. Gdy miałem 4 czy 5 lat, mama rysowała mi samochody typu maluch i polonez, a tata czołgi i okręty. Ja starałem się je odwzorowywać. Wychodziło okropnie, ale rodzicom wszystko się podobało. Moja babcia w kredensie trzymała rolki pożółkłego papieru do kasy fiskalnej. Chciałem je wszystkie zarysować. Ona dawała mi kolejną pod warunkiem, że zarysuję całą wcześniejszą. Rysowałem cokolwiek, żeby tylko pokryć długie metry taśmy, często powstawały śmieszne obrazki. Potem były jeszcze zajęcia plastyczne w Wadowickim Centrum Kultury, na które chodziłem przez 4 lata. Podstaw grafiki komputerowej uczył mnie grafik w pierwszej firmie, w której pracowałem jako specjalista ds. Public Relations. Rysować na tablecie graficznym nauczyłem się sam, oglądając filmy na YouTubie. Przez rok po zakupie tabletu graficznego nie mogłem go okiełznać. Przypominało to naukę pisania w zerówce i wymagało dużej pokory. Prawdę mówiąc, porzuciłem to już w pewnym momencie, ale potem przyszła wiosna, a wraz z nią chęci, by jeszcze raz spróbować.
Twoje prace to nie są typowe śmieszne obrazki czy rysunki, które spotykamy w internecie każdego dnia. Na swojej stronie wspominałeś, że już na samym początku organicznie dotarłeś do ponad 300 tys. osób. Skąd wzięło się tak duże zainteresowanie tym, co pokazałeś?
Tak, udało mi się to już w ciągu pierwszych 4 miesięcy. Na początku najmocniej działał efekt świeżości. Zacząłem robić coś, czego jeszcze nikt nie robił. „Wreszcie coś świeżego” – pamiętam jeden z komentarzy osoby z branży, który otrzymałem w drugim tygodniu. Poza tym w połowie 2016 roku algorytmy Facebooka pozwalały jeszcze na to, by dobry content zdobywał nieosiągalny dziś zasięg organiczny. Szczególnie jeśli znało się parę sztuczek, jak pomóc viralowemu rozprzestrzenianiu się treści. Nie była to jakaś tajemna wiedza, tylko tworzenie treści pod grupy na Facebooku albo przedstawiające influencerów, którzy potem je udostępniali. Dziś to wszystko wydaje się bardziej oczywiste i działa gorzej, ale są nieco inne sposoby. Mimo wszystko jest trudniej.
Narysowałeś wiele fejsbuków i śmiesznych obrazków, czy masz jakiś ulubiony albo do którego masz szczególny sentyment?
Największy sentyment mam NIE do tych śmiesznych obrazków, które były najładniejsze albo powstały na podstawie najlepszych pomysłów czy też osiągnęły najlepsze wyniki, ale do tych, które okazały się z różnych względów przełomowe. Idealnym przykładem jest rysunek przedstawiający Messiego i Wengera, z połączenia których powstaje Messenger. We wpisie na blogu rysujefejsbuki.pl, który był z nim połączony, wspomniałem o mojej wielkiej miłości do piłki nożnej. Zaoferowałem też swoją pomoc klubom piłkarskim z Ekstraklasy, które chciałyby stworzyć własnego chatbota w Messnegerze. Parę dni później odezwał się do mnie Maciek z Ekstraklasy. Wtedy rozpoczęliśmy długą i pełną sukcesów współpracę, która do dziś daje mi chyba najwięcej satysfakcji.
Jak wygląda Twój proces tworzenia? Ile trwa tworzenie śmiesznych obrazków i czy finalna wersja mocno odbiega od pomysłu, który zakiełkował w Twojej głowie?
Zawsze zaczyna się od wyboru tematu, np. wprowadzenie Instagram Checkout. Potem ma miejsce jednoosobowa burza pomysłów w mojej głowie. Zwykle powstaje ich od 2 do 4 i mam je już wstępnie zwizualizowane. Następnie przychodzi moment, w którym trzeba wybrać ten najlepszy pomysł. Jeśli nie mogę się zdecydować, szukam sposobu na połączenie 2-3 z nich. Ten etap dla jednego obrazka (śmiesznego lub nie) trwa zwykle od 15 do 60 minut. Pomysł jest kluczowy. To jest to 20% czasu, które daje 80% efektów. Dlatego powtarzam sobie, że szkoda mojego czasu na realizację niedopracowanych pomysłów. Wreszcie przychodzi czas na realizację. Bardzo rzadko finalna wersja rysunku różni się znacząco od pierwszego szkicu. Nad pojedynczym obrazkiem najkrócej spędziłem 2 godziny, najdłużej – 16 godzin. Zazwyczaj jest to 6-8 godzin.
W mediach społecznościowych dominuje komunikacja graficzna, zdjęcia, śmieszne obrazki, memy, które zmieniają się bardzo dynamicznie. Mamy Januszy-Nosaczy, śmieszne kotki, jest Drake… Czy są jakieś grafiki, które bawią Cię niezmiennie od lat?
Ostatnio moja nowa koleżanka z zespołu powiedziała, że nie rozumie ludzi, których bawią nosacze, bo są okropne i już do bólu przewidywalne. Ze wstydem muszę przyznać, że mnie to śmieszy. Uwielbiam zagranicznych rysowników piłkarskich – ZEZO CARTOONS i Omara Momaniego. Zwykle prezentują humor na bardzo wysokim poziomie, przepełniony błyskotliwymi metaforami, symbolami i alegoriami. To moi rysunkowi idole. Kiedyś chciałbym osiągnąć taką pozycję, jaką oni dziś mają.
Jednak rysunki i śmieszne obrazki to nie jedyne Twoje zajęcie. Pracujesz jako Social Media Manager w Semahead. Domyślam się, że ta praca musi dostarczać Ci wiele inspiracji.
Jedno napędza drugie. Dzięki Rysuję fejsbuki nawet po pracy śledzę to, czym akurat żyje branża, ponieważ muszę ciągle mieć pomysły na nowe rysunki (powstało ich już około 300). Własne kanały społecznościowe to też najlepszy poligon do testów. Podczas pracy w agencji czasami dochodzi do zabawnych sytuacji, które mogą być inspiracją do śmiesznego obrazka lub całego cyklu śmiesznych obrazków. W Rysuję fejsbuki pracuję sam i robię, co chcę. W Semahead pracujemy w zespołach i ostateczne zdanie należy do klienta. Przez ostatnie 3 lata taki model świetnie się sprawdzał.
Hmm… nigdy się nad tym nie zastanawiałem, czyli widocznie nie są to dla mnie jakieś istotne problemy. Jeśli miałbym coś wskazać, to pewnie byłoby to coraz częstsze wykorzystywanie pozycji monopolisty przez Facebooka. Z tego względu powinniśmy dywersyfikować ryzyko np. zbanowania naszej strony, inwestując też czas i pieniądze w LinkedIna czy Twittera. Kolejna rzecz to magicy mediów społecznościowych, których wiedza kipi powierzchownością. W SEO czy analityce jest ich chyba dużo mniej. Podejrzewam, że wynika to z faktu, że każdy może założyć stronę na Facebooku, profil na LinkedIn, konto na Instagramie, kupić obserwujących przez ich kupienie, spamboty lub akcje typu follow za follow, a potem nazwać się specjalistą social media. Większość właścicieli MŚP nie potrafi potem odróżnić takiego magika od specjalisty z kilkuletnim doświadczaniem w średniej bądź dużej agencji. A przepaść między nimi zwykle jest duża. Dopóki klient nie przejdzie przez współpracę z oboma, nie będzie miał porównania.
Social media stały się narzędziami dla przedsiębiorstw. Czy Twoim zdaniem możliwe jest prowadzenie firmy bez konta na Facebooku lub innych portalach społecznościowych?
Na pewno jest to możliwe, ponieważ nawet w 2019 roku zgłaszają się do nas firmy, które do tej pory nie posiadają kont społecznościowych albo założyli je X lat temu i nic z nimi nie robiły. Jest ich coraz mniej, ale skoro funkcjonują na rynku od lat, to znaczy, że się da. Ja nie wyobrażam sobie, że mógłbym kiedyś prowadzić własną firmę bez dbania o jej kanały społecznościowe.
Dobre pytanie! Ostatnio zacząłem liczyć, ile czasu dziennie spędzam wgapiony w ekran telefonu, laptopa czy tabletu graficznego. Z przerażeniem odkryłem, że za dużo. Nie licząc snu, offline jestem może łącznie godzinę dziennie. Pracuję nad tym, by to zmienić. Moja druga połówka stara się nauczyć mnie życia i odpoczynku offline 😉
Zabawne grafiki i śmieszne obrazki Tomka to tylko jeden z wielu tematów, które poruszyliśmy w rozmowie! Chcesz poznać inne tajniki marketingu online? Sprawdź inne wywiady ze specjalistami z branży!
Dagmara Pakulska opowiada jak zacząć budować personal branding.
Wojtek Kardyś z Good for You zdradza tajniki video marketingu.
O tym, że prezentacja to nie autopromocja przekonuje Piotr Bucki.